Hipoteczna saga of “franku” w Polsce
Wszystko zaczęło się w połowie stycznia 2015, kiedy to Narodowy Bank Szwajcarii zdecydował się nie utrzymywać stałego kursu swojej waluty wobec euro. W rezultacie kurs franka szwajcarskiego poszybował w górę, nie tylko wobec euro, ale również wobec innych walut. Dla polskiej złotówki kurs wzrósł średnio z 3,55 do 4,20, ale były i dni kiedy osiągał 5 złotych.
Wysoki wzrost kursu uderzył zarówno w polskich kredytobiorców jak i zagranicznych inwestorów w Polsce posiadających kredyty denominowane/ indeksowane do franka szwajcarskiego. Warto wyjaśnić, że kredyty te nie były udzielane w obcej walucie – banki pożyczały złotówki przeliczając je na franki szwajcarskie, co oznaczało, że zarówno wartość miesięcznej raty jak i całego kredytu od początku były uzależnione od kursu wymiany waluty.
Żeby zrozumieć wagę i skalę problemu dodać należy, że szacuje się, że ok. 700 tys. gospodarstw domowych w Polsce ma kredyty we franku, z czego wiele z nich to były kredyty brane na 100% (lub więcej) wartości nieruchomości.
Znaczący wzrost wartości franka wobec złotówki spowodował, że wartość nieruchomości była niższa od wartości kredytu, choć zadziwiająco nie to jest postrzegane przez kredytobiorców jako istota problemu. Problemem są rosnące miesięczne raty kredytu i z tego powodu temat kredytów frankowych stał się gorącym tematem w Polsce.
Waga i skala problemu zmusiły rząd, Komisję Nadzoru Finansowego i Związek Banków Polskich do pracy nad rozwiązaniem problemu i pomocy „frankowiczom”. I chociaż padło wiele propozycji, od wydłużenia okresu kredytowania do przewalutowania kredytów po obecnym kursie, żadna z nich nie została wprowadzona w życie.
Zmiana rządu w październiku 2015r. obudziła na nowo nadzieje kredytobiorców na realną pomoc ze strony państwa, choć z dotychczasowych działań trudno wnioskować, żeby taka pomoc miała mieć miejsce. Jest mało prawdopodobne, że polski rząd skopiuje rozwiązanie Victora Orbana i kredyty we franku zostaną przewalutowane po kursie z dnia kiedy były udzielone, a tym samym zasadniczy problem zostanie rozwiązany.
Ostatnia propozycja Kancelarii Prezydenta z 2 sierpnia br. opiera się na możliwości odzyskania kwot pobranych przez bank przy wymianie walut, jeśli spread był wyższy niż 0,5% od kursu NBP. Kwota, od której będą naliczane niesłusznie pobrane spready będzie ograniczona do 350 tys. złotych (dwukrotność dla małżeństw). Żeby odzyskać nadpłacone kwoty, kredytobiorca będzie musiał złożyć stosowny wniosek w banku.
Propozycję Kancelarii Prezydenta czeka jeszcze długa droga do wejścia w życie, ale ze wszystkich dotychczasowych propozycji ma ona dość duże szanse. Dla rządu byłaby to okazja pokazania, że w sprawie frankowiczów coś zrobił nie szkodząc przy tym za bardzo bankom. Szkoda tylko, że nie rozwiązuje ona zasadniczego problemu z kredytami frankowymi – faktu, że wartość kredytu nadal będzie przewyższać wartość nieruchomości, faktu, który wielu rodzinom nie pozwala na przeprowadzkę do większego/ mniejszego mieszkania, a inwestorom na wyjście z rynku bez poniesienia straty.